Leżąc na nieposkładanej pościeli.
Drogi Charlie,
czy czułeś się kiedyś ubezwłasnowolniony
przez samego siebie? Mam na myśli sytuację, kiedy twoje własne ciało staje się
skorupą, z której nie potrafisz się wydostać. Gdy twoje ciało odmawia
współpracy z umysłem. Miałeś wrażenie, że twoje nogi, i twoja twarz, i twoje
ręce są pułapką twoją osobistą pułapką? Mimo wszystko, nie to jest jednak
najgorsze. Źle jest, kiedy uświadamiasz sobie, że to sposób na obronę przed
tobą samym... Jakby to była pułapka, która może jednocześnie cię od czegoś
uchronić... Jakby zaciśnięte usta miały nie wypowiedzieć żadnego słowa,
mającego stworzyć w przyszłości coś, czego będziesz żałować. Jakby sztywne ręce
nie mogły objąć kogoś, kto kiedyś mógłby się stać osobą, którą znienawidzisz...
Jakby sztywne nogi nie mogły cię zaprowadzić w miejsce, gdzie spotkają cię
kłopoty...
Czy to nie żałosne? Czy to nie skrajny
przejaw tchórzostwa? To tak jakbym unikała (nie)przypuszczalnych kłopotów,
miejsc, ludzi, zdarzeń. Tak, zgadłeś - mój strach przed światem osiągnął
właśnie apogeum...
Trzy tygodnie temu tygodniu matka wysłała
mnie do dziadków. Jako wymówkę wybrała sobie tym razem remont. I ona nie może
już znieść patrzenia jak spadam. Jak oddalam się od niej, od wszystkich.
Tak jak zapewne przypuszczasz - przed nimi
również uciekłam. Do ogródka. Wspięłam się na jabłoń najbardziej oddaloną od
ich domu, zerwałam kilka soczystych jabłek, schowałam je do kieszeni bluzy, po
czym założyłam na uszy słuchawki. Piotr Rogucki to jest ktoś, wiesz? Siedziałam
na gałęzi, wybijając jednocześnie nogą rytm „Aniołów”.
W pewnym momencie zbyt mocno machnęłam
nogą i straciłam równowagę. Przez jakiś czas wisiałam do góry nogami, ale w
końcu wyciągnęłam ręce w dół, uwolniłam nogi i spadłam - na dłonie. Skończyło
się na tym, że przecięłam skórę, ale w kieszeni dżinsów znalazłam jakąś starą
chusteczkę i teraz mam w tym miejscu maleńką bliznę. Zrobiłam to w najgorszy
możliwy sposób; każdy inny człowiek podciągnąłby się do góry, złapał dłońmi
gałąź i spróbował z powrotem na niej usiąść. Poradziłam sobie... Ale co z tego?
Wybrałam najbardziej ryzykowny sposób. Gdyby gałąź znajdowała się dwa lub trzy
metry wyżej pewnie wróciłabym do babci, usilnie starając się ukryć fakt, iż
złamałam rękę.
Podejmuję decyzje, które są tak
absurdalnie głupie i żałosne w konsekwencjach, że jedyne co mogę zrobić, aby
temu zapobiec, to nie robić zupełnie nic. Obawiam się jednak, że nierobienie
niczego jest jeszcze gorsze. Tak więc tkwię pomiędzy dwoma stanami; mogę żyć w
mój własny-wymyślny sposób, wybierając kręte ścieżki albo stać na środku. Widzę
właśnie twoją minę wyrażającą dezaprobatę dla drugiego sposobu na życie, a
raczej bytowanie. Tak więc mam już całą listę zalet pod podpisem: „droga kręta”.
Tylko kiedy już wyobrażam sobie jak osiągnęłam te wszystkie cele, jak już
szczęśliwa stoję na podium, wtedy cała sceneria nagle zwalnia i robi się szara.
I pytam się sama siebie: „Po to mi to tak właściwie jest?...”. Dla chwilowego
szczęścia? Dla zajęcia umysłu na jakiś czas? - odpowiadam po chwili i nie wiem,
czy któraś z tych odpowiedzi jest słuszna. Nie widzę w tym żadnego sensu i to
mnie gubi; znów stoję zabłąkana w punkcie wyjścia.
Dlatego uwielbiam te bezsennie-senne noce,
kiedy zakładam słuchawki na uszy, a moje ciało wypełnia się dziesiątkami
dźwięków albo otwieram pierwszą stronę książki, by po chwili parsknąć śmiechem
lub po prostu przenieść się na jedną z londyńskich uliczek, gdzie w tej chwili
toczy się akcja. Daje mi to pozorne poczucie spełnienia. Dopiero po chwili
uświadamiam sobie, że uciekam i to wcale nie jest dla mnie dobre. Wystarczy
chwila nieuwagi - na chwilę odrywam się od powieści lub zdejmuję słuchawki - i
na powrót jestem tutaj. Staję się Matyldą, uczennicą liceum, córką, wnuczką...
Wszystko mnie realnie otacza, ale ja wcale nie czuję się tutaj prawdziwa.
Czy to wszystko jest tak naturalnie
pogmatwane, czy tylko ja błądzę wokół i plączę fakty, i zdarzenia, i ludzi?
Szczerze mówiąc… Już sama nie zawsze wiem
kiedy rzeczywiście żyję, a kiedy tylko autentycznie udaję. Dokładnie nałożyłam
podkład na twarz. Pomalowałam usta malinowym błyszczykiem, oczy delikatnie
podkreśliłam czarną kredką, ostrożnie robiąc cienką kreskę. Policzki
zaróżowiłam. Przechodząc ulicą odsunęłam się, by ludzie z naprzeciwka mogli
przejść. W tramwaju ustąpiłam miejsca dziecku, którego plecak przeważał
niemalże dwukrotnie. Napisałam sprawdzian na czwórkę. Odpowiedź ustną
zaliczyłam na pięć. Cały czas siedziałam nienagannie; wyprostowane plecy,
pogodny uśmiech... Tak było wczoraj, tak było dzisiaj i... nie będzie tak
jutro. „Dlaczego?” - zapytasz. Siedzę w pociągu. Pociągu do Szczecina. Z
Igorem. Od czasu przeprowadzki nie widzieliśmy się ani razu, a jest on jedyną osobą, która... Jest. Przy mnie gdy tego potrzebuję.
Czy wyznaczając cel, do którego chcę dążyć
powinnam najpierw znaleźć osobę, która popycha mnie do działania, jest moim
osobistym...
Chciałabym usiąść na skrzypiącej huśtawce, rozhuśtać się najmocniej jak potrafię i unikać momentu zetknięcia stóp z ziemią. Chciałabym być czysta, lekka, nieskazitelna...
Po prostu,
Ida.
PS Jestem idiotą życiowym. Życiowym jestem idiotą. Idiotą życiowym jestem.
Nie uwierzysz ile mi zajęło znalezienie opcji skomentowania! Jestem ułomna, ale aż sama siebie zdziwiłam.
OdpowiedzUsuńJakoś tak wyszło, że trafiłam z Twojego profilu na tego bloga. Podoba mi się, nawet bardzo. Podoba mi się, bo brzmi strasznie osobiście i autentycznie. Czuć to, jakby słuchało się szczerych zwierzeń. Gratuluję, bo osiągnięcie czegoś takiego to sukces :)
Jeśli będziesz miała kiedyś chwilę i ochotę, możesz do mnie wpaść :)
Bardzo głębokie i piękne :) Jak widać umiejętność uczuciowego pisania nie zaginęła gdzieś pomiędzy epoką kamienia łupanego, a erą internetu. Masz niesamowity potencjał.
OdpowiedzUsuńlubię taką formę uwalniania emocji. dziękuje.
OdpowiedzUsuńZa co, jeśli mogę wiedzieć?
Usuńza dobór słów. prawdziwość. i możliwość odnalezienia siebie we fragmentach.
OdpowiedzUsuńW takim razie, proszę, bo nie za bardzo wiem, co mogłabym powiedzieć. Może jeszcze dodam, że staram się.
UsuńOjejej, słuchasz Comy < 3
OdpowiedzUsuńComy niekoniecznie, jakoś nie miałam ani czasu, ani chęci żeby się zapoznać z ich repertuarem (kojarzę tylko "Los, cebula, krokodyle i łzy"), ale Roguckiego solo jak najbardziej ;3
UsuńMożesz polecić swój ulubiony album/ utwór?