LIST V

Siedząc uśmiechnięta na fotelu z nadzieją patrząc za okno (w przyszłość).


Drogi Charlie,
pewnego deszczowego dnia pewna dziewczyna szła pewnymi korytarzami niepewnie stwierdzając, że wszystko jest wyprane z emocji i że pewnie tak będzie już zawsze. Stwierdziła też, że nie ma już gdzie szukać nowych uczuć pośród tych szarych korytarzy i zmęczonych twarzy. Z utęsknieniem wyczekiwała momentu, w którym przekroczy próg budynku i stanie się wolna, teoretycznie rzecz biorąc. Musiała jednak spędzić w tamtym miejscu jeszcze kilkadziesiąt minut, które zmieniły jej niepewne stwierdzenie (właściwie to ludzie pomogli jej dostrzec więcej). Ci sami, którzy jakiś czas temu wydawali się był tylko istotami z krwi i kości a niczym więcej. Ci sami, którzy pokazali jej swoje uśmiechy, żarty (niedorzeczne i niemoralne, ale jednak), złość, rozczarowanie i ukryte w oczach smutki. Dlatego kiedy wychodząc, uświadomiła sobie, że to jeden z ostatnich razy gdy wychodzi z budynku, w którym spędziła trzy lata, zapragnęła zostać tam dłużej! Poświęcić kolejne 30 miesięcy, by poznać co kryje się za tymi twarzami. Dowiedzieć się co skrywają drzwi, których nigdy dotąd nie otworzyła. Powiedzieć to, czego nie powiedziała. Zrobić to, na co nigdy się nie odważyła. 
Znam ją bardzo dobrze i często nie zgadzam się z jej czynami. Nienawidzę jej za to, że maluje swój własny świat w odcieniach szarości choć ma predyspozycje do tego, by stworzyć arcydzieło z użyciem najpiękniejszych barw świata. Nienawidzę jej za to, że pokazała mi to i czasem mimowolnie sięgam po czarne farby zamiast tych pomarańczowych. Natomiast nie potrafię tak po prostu się od niej odciąć; mimo wszystko otworzyła mi oczy i stałam się bogatsza w doświadczenia. Bogatsza w życie - to chyba brzmi korzystniej, bo przecież żaden matematyk nie chciałby, aby w jego CV znalazła się wzmianka o pracy w McDonaldzie. 
Cholera (stanowczo nadużywam tego słowa). Więc jeszcze raz...
Cholera.
Przepraszam.
Zdałam sobie sprawę, że bez przerwy na coś czekam. Rano, zazwyczaj tuż po przebudzeniu pragnę wieczoru, a kiedy tępo wpatruję się w migające za oknem latarnie nie mogę doczekać się nieśmiało zaglądających przez szpary rolet promieni słońca... Najbardziej absurdalny jest fakt, iż kiedy to (a właściwie to-nic) już się dzieje nie czuję się ani szczęśliwa, ani spełniona.
Pytałeś, co robię. Czy ja w ogóle robię coś? Jestem właściwie niczym (nie mylić z nikim, bo jakieś resztki świadomości własnej wartości jeszcze mam). Takim stworzonkiem, które tylko (i nic więcej) patrzy na soczyście zielone drzewa za oknem przysłonięte firankami i tylko (i nic więcej) marzy o tym, by wejść na któreś z nich. Takim stworzonkiem, które chce obejrzeć zachód słońca tak, jakby to miał być ostatni zachód słońca w moim życiu, ale samo nie potrafi wyjść i spoglądać na te wszystkie zawistne twarze. Tylko (i nic więcej) czekam.
Kilka dni temu, sama się sobie dziwiąc, wciągnęłam kwiatowe powietrze jakby to miał być mój ostatni oddech, jakby już nie dane mi było zaczerpnąć powietrza. Wraz z napływającym powietrzem coś się ze mnie ulatniało, coś co niekoniecznie jest mi potrzebne do dalszego życia; przypominało to raczej dziecko, któremu  odebrano butelkę na rzecz kubeczka. Czuję się jakby później mogło być już tylko lepiej.
Siedzę ściśnięta na krześle między rozłożonym łóżkiem (nieposkładana pościel, rzecz jasna) a biurkiem. Jednocześnie łokciem przytrzymuję stronice w książce. Chciałabym żebyś wiedział, że staram się radzić sobie ze wszystkim. I myślę, że całkiem nieźle mi to wychodzi. Częściej się uśmiecham (nawet do nieznajomych w tramwaju). Staram się nie babrać w przeszłości i nie pragnąć obecności osób, które tylko pozornie sprawiają, że czuję się lepiej. Staram się nie żałować słów. Staram się mówić więcej. Staram się spoglądać na świat inaczej. Teraz, kiedy za oknem świeci słońce - przychodzi mi to tak łatwo jak oddychanie. Jednak gdy dopływ światła jest ograniczony przez chmurne zasłony i one jakby przyćmiewają moje oczy, moje myśli; one się kurczą, nie ma już zrozumienia i szerokich perspektyw.



Proszę, opisz mi jeszcze raz swoje spotkania z Sam. Uwielbiam te historie, uwielbiam je czytać.


PS Pewnego dnia pokocham życie.


Uśmiechnięta,
Matylda.

17 komentarzy:

  1. Kiedy wchodzę tutaj, czuję się jakbym rozgryzała cukierka, by sprawić co jest w środku.
    Nadzienie zawsze mnie zadowala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zjadłaś jeszcze całego, więc nie chwal (jeszcze ;3) - w końcu będę jeszcze dopisywać ;)

      A tak bardziej na poważnie to choć to tylko dwa krótkie zdania to jednak wywołały one na mojej twarzy uśmiech zadowolenia z którego już dawno nie "korzystałam".

      Usuń
  2. dobrze, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Żałuję, że cała idea pisania listów (pisania, bo rachunek, który przychodzi pocztą, to nie list, a nawet on już teraz miewa elektroniczną formę) odchodzi w niepamięć. Czasem wieczorem myślę sobie, jak pod tym względem musiało być 30, 40, 50... lat temu, gdy nie było telefonów, internetu. Wtedy każda litera, każde słowo miało znaczenie.

    Podoba mi się pomysł, podoba mi się forma. Czekam na więcej, zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszę coś podobnego do siebie samej, kiedy czuję, że nie mogę z sobą nic zrobić, ale nigdy bym tego nie opublikowała, bo to zbyt intymne. Takie otwieranie się przed innymi, pokazywanie wszystkich swoich blizn... To nie dla mnie. Widzisz, wykazujesz się jako taką odwagą. Pewnie wyolbrzymiam, wiem.

    "i nie pragnąć obecności osób, które tylko pozornie sprawiają, że czuję się lepiej" - czuję się bardzo blisko związane z tym fragmentem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem, czytam, jednak... Nie wiem za bardzo jak mam skomentować to, co piszesz. Jest to ładne i prawdziwe, ale wyżej przeczytałam w twojej odpowiedzi "emocjonale rzygowiny" i trochę zaczyna mi tekst to przypominać. Niech się u Matyldy stanie w końcu coś dobrego, chociaż jedno małe coś, ktoś... Napisz chociaż coś pozytywnego! Już chyba lepiej przyjęłabym tekst o tym co ją denerwuje w społeczeństwie, bo przecież nie zawsze za Matyldą musisz się kryć Ty, chociaż zdaję sobie sprawę, że często, a nawet możliwe, że zawsze tak jest. Ostatnio wszędzie widzę takie smuteczki, dlaczego wszyscy są na swój sposób nieszczęśliwi? Lub piszą, że dana postać jest cholernie nieszczęśliwa?

    I odpowiadając krótko na Twój komentarz u mnie (za który również chciałam serdecznie podziękować): tak, to ja. Kryję się pod nową "nazwą" z czymś zupełnie innym i tak w ogóle to... Chciałam się zupełnie odciąć od tamtego, co pisałam, bo było porażką.
    Nie bardzo rozumiem o co Ci chodziło z tą śmiercią. Przypuszczam, iż po przeczytaniu prologu pomyślałaś sobie zupełnie coś innego, niż będzie w opowiadaniu... Ale cóż, w takim razie nie będę nic mówić - jeżeli będziesz chciała, to sama przeczytasz. :)
    Pozdrawiam i życzę chęci oraz czasu do pisania!

    PS. Przepraszam, mam nadzieję, że się nie obrazisz za to, co napisałam. To naprawdę nie jest objawem mojej złośliwej natury, po prostu... Chciałabym czasem przeczytać coś pozytywnego, chociaż nie powinnam się tego spodziewać po takich Listach, prawda? I znowu przepraszam.
    Jest to ślicznie napisane. Już kiedyś Ci powiedziałam, że masz ogromny talent i to, co piszesz jest bliskie nam wszystkim.
    Na tym zakończę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie lubię się rozpisywać pod czyimiś postami, ale tutaj się trochę, troszeczkę rozpiszę. Lubię czytać opowiadania innych, a w szczególności takich osób, które wiedzą co robią i wiedzą, jak ulepić świat ich postaci. Sama nie potrafię, nie znam się na stylistyce zdań, robię dużo błędów interpunkcyjnych, chociaż od 2009 roku jest lepiej. Jako umysł ścisły, była studentka położnictwa, a przyszła (mam nadzieję) fizjoterapii, potrafię docenić Twoją wyobraźnię. Nie jest ona "ciasna", ale... No właśnie, mam "ale". Brakuje mi tutaj jakiegoś pozytywnego aspektu w życiu Matyldy. Może dlatego, że czytając list panny M., czuję się jakbym czytała swoją duszę. Moja dusza jest szara, brakuje w niej pozytywnego myślenia, czegoś, kogoś, kto zapaliłby promyczek szczęścia na mojej drodze.

    Napiszę jeszcze raz, zazdroszczę Ci swobody literackiej. To, w jaki sposób kreujesz sytuację, bohaterów, jest godna podziwu. Chciałabym to umieć, ale chyba stałam w innych kolejkach, kiedy Bóg rozdawał umiejętności :)
    Pozdrawiam i przepraszam za wszystkie błędy popełnione w tym krótkim komenatrzu

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że tak zaśmiecam w komentarzach pod opowiadaniem, którego niestety nie miałam okazji przeczytać, ale nie mam innej możliwości kontaktu z Tobą, a co za tym idzie, na odpowiedź na wcześniej zadane pytanie.
    Jestem na profilu dziennikarskim od roku i w sumie to reforma reformy zakłada, że nie można jeszcze tak tego nazywać, bo przez pierwszy rok jest to profil ogólny z tylko i wyłącznie rozszerzonym językiem polskim. Dopiero w drugiej klasie tworzy się blok przyrodniczy (odchodzi fizyka, chemia, biologia i geografia! bogu dzięki!), a na przedmioty w założeniu od pierwszej klasy rozszerzone, poświęca się więcej godzin. Czyli u mnie: historia (5h tygodniowo), polski (8h tygodniowo) i wos (4h tygodniowo). Reforma reformy to moim zdaniem najgorsze co mogli wymyślić, ale nawet nie warto nad tym rozpaczać, bo niczego to nie zmieni.
    Wracając. U nas w szkole o żadnych "praktykach" dziennikarskich w pierwszej klasie nie ma mowy. Zależy to też od danej placówki, jednak wątpię, żeby w pierwszej klasie dyrektor i nauczyciele ochoczo przystępowali do poważniejszych zajęć tego typu. To czas zapoznawania się nauczycieli z uczniami, a uczniów ze szkołą. Coś tam delikatnego może być, no, ale jak już mówiłam - to indywidualna sprawa placówki. Natomiast od drugiej klasy jest już inna sprawa. U nas na przykład każda klasa dziennikarska z drugiego roku prowadzi gazetę szkolną. Taką dosyć poważniejszą. Wybiera się naturalnie redaktora naczelnego, jeśli mogę to tak nazwać i jego "poddanych". To, moim zdaniem, powinno być w każdej szkole. Zawsze możesz iść do nauczyciela i zapytać jak to wygląda, a jeśli nie ma - rzucić pomysł. Na pewno to docenią.
    U mnie w szkole dodatkowo istnieje coś takiego jak klasa akademicka, którą (jako jedyną) jesteśmy my (od października roku 2013/14). To oznacza weekendowe wyjazdy na toruński UAM, gdzie będą prowadzone wykłady i jakieś warsztaty, ale niczego jeszcze dokładnie nie wiemy. Jednakże myślę, iż będzie to miało na celu w jakimś stopniu zaznajomienie nas z zawodem, który większość z nas będzie chciała podjąć w przyszłości.
    Reasumując, coś tam w tej szkole powinniście mieć, chociaż to zależy od zaangażowania nauczycieli w swoją pracę i rangę liceum, do którego będziesz uczęszczać. Mam nadzieję, że jeśli już pójdziesz do takiej klasy, będziesz tylko zadowolona! :) Powodzenia w nadchodzącym nowym roku szkolnym! Bo dwa miesiące to nie tak znowu dużo...

    OdpowiedzUsuń
  8. Puk, puk! Kiedy coś nowego się tutaj pojawi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to nie wiem. Potrzebuję czasu, żeby poskładać siebie.
      Chcę w końcu napisać coś optymistycznego, a teraz to niemożliwe.

      Usuń
  9. Witam, postanowiłam się odanonimowić :P żeby powiedzieć Ci, że uwielbiam Twojego bloga. Zaglądam tutaj jak mam gorszy humor, nie wiem dlaczego klimat tutaj jakoś mnie odpręża. Piszesz cudownie (:
    Czekam na więcej


    www.piorem-pisane.blogspot.com
    www.acute-love.blogspot.com
    Lalanel

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam.
    Zatęskniłam.
    Matyldo, jesteś tam?

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne. Tekst jest niesamowity, naprawdę. A przy przypadkowym włączeniu utworu Barcelony - Please don't go.. Daje to efekt nie-do-opisania! Czekam na kolejny wpis. Mam nadzieję, że pojawi się tu niebawem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć. Znalazłam link do drugiego Twojego bloga, ukrytego dla zaproszonych czytelników, cholernie chciałabym go przeczytać. Wiem śmiesznie to brzmi, prosić o coś, chyba nie mam do tego prawa, prawda? Ale czuje, moja wewnętrzna podświadomość podpowiada mi, że jest to coś niesamowitego, więc po prostu proszę..
    A teraz, wiem że prostacko to brzmi ale przeczytam tego całego bloga od tej chwili i znów skomentuje tutaj pod tym postem wyrażając swoją opinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już, myślałaś że znikłam? Prawda? Otóż nie, obiecałam. Przeczytałam, ale nie wiem co powiedzieć.. Chyba powiem tylko to, że cholernie za dużo czułam jak czytałam, zbyt bardzo dobrałam do serca, ale chyba nie umiem inaczej gdy czytam coś dobrego.

      Usuń
    2. Chwila ulotna (bo tak nazywa się ten ukryty blog) jest ukryta dla wszystkich. Po jakiś ośmiu miesiącach zaczęło mnie denerwować to, że nic się tam nie działo, więc mam w planach napisać to nieco rzetelniej, z jakimś ciągiem przyczynowo-skutkowym.
      Kiedy skończę na pewno to jakoś oznajmię :)

      Dziękuję, to miłe.

      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  13. Witam. Nie wiem czy dalej mam status tego szczęśliwca, który jest żadnym czytelnikiem, chujowym wręcz, jak zwykle, a z łaski Twojej nawet nie musi informować. Nie wiem, ale czułam, że wypada się odezwać, bo bardziej nieadekwatna do owej sytuacji już i tak nie będę nieadekwatnie.blogspot.com
    Pozdrawiam tak ciepło jak może moje zimne, nieczułe serce egozistycznej szmaty :*

    OdpowiedzUsuń