LIST VI

Z zakatarzonym nosem, wspominając miniony dzień

Drogi Charlie,
przypominam sobie uśmiechy bliskich mi osób, kiedy opowiadamy sobie o tym, co działo się u nas, gdy z jakiegoś powodu mieliśmy siebie dość; czy to ze znudzenia własnym towarzystwem, czy to przez konspiracyjne zamiary tych innych. Nieważne - teraz jesteśmy razem i mówimy sobie wszystko, nawet jeśli wiatr wieje nam w oczy i nie widzimy, gdzie idziemy.
A kiedy uzmysławiam sobie, że nie może być tak codziennie... No cóż, pozostaje mi tylko czekać. Ale to czekanie jest całkiem przyjemne. A i kiedy się kończy czujesz ile masz w zasięgu ręki. Czujesz pewien rodzaj niebanalnej siły, która jest aktywowana tylko przy bliskich ci osobach.
Wypowiadając to słowo w języku polskim, kąciki ust same unoszą się ku górze. Jak zaklęcie. Francuz szepcze ci bonheur* do ucha i poddajesz się temu uczuciu. Jestem szczęściarą. Ty jesteś szczęściarzem. On jest szczęściarzem. Ona jest szczęściarą. Ono jest szczęściem. My jesteśmy szczęśliwi. Wy jesteście szczęśliwi. Oni są szczęśliwi. Brzmi niczym mantra, która pragnie niezaproszona zawładnąć podświadomością. Jak zły urok. Jak nagroda, na którą nie zasługujemy, a którą najchętniej wyrwalibyśmy z cudzych rąk. Najchętniej zabawilibyśmy się porywacza kompilacji durowych dźwięków. Wyłapywacza słońca wychodzącego zza chmur. Dobrze tak? Szczęście. Perfekcyjnie. Szukać ciepła wśród ludzi tak mało odczuwalnego jak ciepło w kieszeniach zimowych kurtek.
Pomyślałam, że po trzech latach mogłabym w końcu zobaczyć więcej w tej samej drodze, którą przejeżdżam już od trzech lat (wyłączając niektóre soboty, większość niedziel i święta). I co widzę? Zmęczenie, znużenie i zapomnienie. Jednak patrząc na te wgłębienia w asfalcie i ludzi, idących stale pod górę trzeba przypomnieć sobie o tym, jak podobają nam się stare przedmioty babć i dziadków. Wspaniale komponują się z tym co jest teraz. Są naszym kluczem do przeszłości. Cienką liną, która przypomina nam, kim jesteśmy.
A oni płaczą ze strachu...
Ale... Postawmy na scenie syna alkoholika. Postawmy tam też wszystkie zalety jego ojca; wady zepchnijmy w kąt. Syn nie ucieknie z tej sceny od ojca, nie ukarze go w żaden możliwy sposób. Oczywiście, rzuci mu w twarz słowami groźnymi groźbami. Jednak ten o tym zapomni, zagłuszy to wszystko w najłatwiejszy znany sobie sposób. Zaszyje się w dziupli, kurczowo trzymając się czegoś co pomoże mu się unieść i zapomnieć. Trochę piasku uformowanego w kształt pozwalający zatrzymać tam trochę etanolu. Tylko trochę zła i tylko trochę cierpienia.



PS Chyba wiesz, jak miło wracać w stare miejsca, które się doskonale zna, do ludzi, których choć znamy, nieustannie nas zaskakują.

PS 2 Gdzie kończą się marzenia? Gdzieś pomiędzy kolejną spływającą łzą a zamknięciem oczu?


*[boner]

•  •  •
Is there anybody out there?