LIST I

Gdzieś pomiędzy północą a drugą. Nie ważne gdzie, nie ważne jak.


Drogi Charlie, 
nie wiem już po raz który zaczynam ten list. Umieściłam już datę, miejsce, zwrot grzecznościowy i staram się pisać zgodnie z zasadami. Chcę, żeby był on piękny. Chcę, żebyś Ty odebrał go jako coś pięknego. Mam nadzieję, że uda mi się chociaż sprawić, że się uśmiechniesz, przynajmniej na chwilę. 
Wiesz, ostatnio pomyślałam, że świat jest piękny. Był to oczywiście jeden z tych momentów, kiedy udało mi się choć na chwilę odsunąć od siebie zmartwienia, a w słuchawkach rozbrzmiewał utwór Coldplay’a. Oni są cholernie pozytywni, więc się nie dziw; nawet z piosence z pozoru smutnej i melancholijnej można się doszukać jakiegoś radosnego akcentu. Łzy stają się silnymi wodospadami, a błędy kolejnym krokiem, który trzeba było przecież postawić. Jednak co się dzieje gdy toniemy lub wpadamy w głęboką dziurę?... Nie wiem, czy powinnam spaść na samo dno. Długo wierzyłam, że warto, że od dna łatwiej się przecież odbić. Jednak zrozumiałam, że proces tonięcia nie zawsze jest szybki. Upadamy powoli tym samym tracąc czas. Czy warto? Czy warto marnować cenne sekundy? Godziny? Dnie? Lata? Wiem, że nie powinnam zaczynać zdania od „czy”, bo to nie daje Ci szerszego manewru wypowiedzi poza „tak” lub „nie” i przepraszam, ale… czy warto? Przeczuwam, że gdybyśmy stali teraz, twarzą w twarz, to pewnie zacząłbyś, po raz kolejny swój wywód na temat indywidualizmu jednostki, ale ja nie chcę tego słuchać. Pragnę tylko wiedzieć czy warto upaść, strwonić czas. Mógłbyś mi wtedy powiedzieć, że to nie marnotrawstwo; każdy dzień to lekcja, nawet ta z pozoru niewartościowa. Mógłbyś. Bardzo chciałabym teraz usłyszeć te słowa, ponieważ to utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że wszystko co zrobiłam ma jakiś cel w przeszłości. Mógłbyś? Proszę, powiedz, że tak jest. Chciałabym, aby te słowa dały mi siłę, aby pomogły mi przeciwstawić się sobie samej; stanąć naprzeciw swoich wad. Stać się swego rodzaju wolnym człowiekiem, który „walczy” z sobą samym dla swojego dobra. Nie mam tu na myśli odmawiania sobie przyjemności czy robienia czegoś, co nie kompletnie nie leży w naszej naturze. Czuję, że wiesz, o czym myślę… 
Oprócz upadku jest jeszcze jedno wyjście; przecież zawsze jest wybór. Więc co w tym przypadku jest tą drugą opcją? W momencie gdy toniesz, możesz albo poddać się siłom fizyki, albo… zacząć gwałtownie machać nogami, by ponownie zaczerpnąć powietrza; wypłynąć na powierzchnię. Wymaga to jednak, wbrew pozorom wielkiego samozaparcia. W tej sytuacji jesteś alkoholikiem, przed którym postawiono butelkę niezwykle drogiego trunku, którego zapach poprzez proces dyfuzji (nie zapominajmy o prawach fizyki…) rozchodzi się po całym pomieszczeniu. Jesteś ćpunem, który siedzi przy stole, a na nim uformowane już kreseczki kokainy. Możesz utonąć, ale możesz też wylać wino do zlewu z pełnym samozadowolenia uśmiechem.
Tonę. Ja tonę. Nie wierzę, że ktoś może mi pomóc, zwyczajnie nie przyjmuję tego do wiadomości. Nawet jeśli tego rodzaju fakty zaczynają do mnie dochodzić szybko odsuwam je od siebie i tłumaczę samej sobie, że to wojna pomiędzy mną pragnącą upadku, a mną chcącą wydostać się na powierzchnię. Ta wojna jest prawdziwa. Wszystko dzieje się wokół mnie. Codziennie. Kiedy wstaję z łóżka, albo i nie. Kiedy otwieram podręczniki lub nie. Ofiarą mogę być ja sama czy też osoby, które stale odtrącam i zbywam monosylabicznymi odpowiedziami. To tak jakbym… Jakby ta… Chwila, chwila… Mam wrażenie, że zaczynasz się już gubić. Szczerze mówiąc - ja też. Dla wprowadzenia porządku nadajmy mnie-im imiona. Ta, która chce utonąć ma na imię Matylda. Jest jej wszystko jedno. Ma świadomość tego, co dzieje się wokół niej, ale nie ma siły, by walczyć. Wierzy, że po odbiciu będzie dobrze. Choć niezupełnie, ponieważ będzie musiała wiele naprawić. Doskonale o tym wie, ale twierdzi, że to cena za szczęście, które ją na pewno spotka. Zaś Ida… ona chce walczyć. Nie jest jednak pewna czy warto. Nie jest pewna czy Matylda osiągnie więcej. Ida po prostu nie lubi robić czegoś co później okazuje się nieprzydatne. Ida jest silna, ale jest także wrażliwa. Wie, na co ją stać, ale wszelkie niepewności, które stale nią targają, skutecznie ją osłabiają. Mam nadzieję, że choć trochę nakreśliłam Ci obraz tych dam i nie wprowadziłam jeszcze większego zamętu. 
Wiesz… Przede mną wiele ważnych wyborów. Nie chcę żałować, a podjęcie decyzji zżera mnie od środka. Najgorszy jest fakt, iż zawsze żałuję podjętych decyzji. Efekt koszmarnej intuicji? Czy może raczej głupota? Nie wykluczone, że jedno i drugie. Nie myśl, że mój wstęp o oceanie był niczym. To wstęp. Wstęp do pytania. Czy warto? Lepiej tonąć i odbić się od dna bądź zacząć walczyć, nawet jeśli za niedługo dotkniesz stopami powierzchni…. Nawet jeśli… Warto?
Świat jest piękny… dopóki słońce nie zniknie za chmurami, a ty zostaniesz całkiem sam. Doskonale wiesz o czym mówię. Przecież opowiadałeś mi o… no wiesz. Przeżyłeś znacznie więcej niż ja, a mamy przecież tyle samo lat… Przepraszam, miałam o tym nie mówić. Miałam zapomnieć zaraz po tym, jak wyznałeś mi prawdę. Obiecałam, ale nie potrafię z tego wywiązać.
Świat jest piękny… ale zaraz po tym zdejmujesz słuchawki i włączasz kolejne wydanie wiadomości. Tymczasem idziesz do kuchni przygotować sobie posiłek, a do twoich uszu mimochodem dochodzi wiadomość o kolejnej zgwałconej dziewczynie, jeszcze jednym uśmierconym dziecku, ofierze wojny w Iraku, pedofilu, który bez skrupułów zgwałcił dziesięciolatka. Na koniec dowiadujesz się, że homoseksualizm to choroba i trwają prace nad lekiem. Wysłannik informuje cię, że twoi rodacy zginęli w wypadku autokarowym, ale na koniec i tak dziennikarz życzy ci dobrej nocy… 
Wszystko jest cudowne do momentu kiedy nie zaczynasz realnie żyć. Jeśli zamkniesz się w swoim świecie jesteś względnie bezpieczny, bo problemy innych ludzi cię nie dosięgają. Och, oczywiście! Nawet wtedy nie możesz oddychać spokojnie… Wtedy zamykasz się w sobie aż nadto, odtrącasz ludzi i… zostajesz sam. Gdy chcesz wrócić do rzeczywistości musisz zacząć od nowa.
Wtedy właśnie wybucham płaczem, bo nie wiem, czy mam przeczekać chwilę słabości, czy postawić pionową kreskę i iść dalej. Nie wiem… 
Porzuciłam Coldplay’a na rzecz Nirvany. Zaczęłam brnąć w szczęście i nie znalazłam go w sobie. Nirvana nie zaproponuje ci nic więcej niż skreślenie wszystkiego. Może jedynie doda więcej światła w miejsce, gdzie wcześniej panowała ciemność. Ja jednak nie radziłabym się cieszyć z tego faktu. W tym oświetlonym już kącie pewnie pieprzy się para nagrzanych narkomanów, więc?... Założę się, że wolałbyś tego nie widzieć… 
Myślałam, że uda mi się napisać przesycony optymizmem list, a skończyłam na wyciągnięciu brudów spod paznokci. Nie udało mi się sprawić, że się uśmiechnąłeś. Nie jesteś ze mnie dumny, bo już widzisz, że nie jest inaczej. Zamiast nabierać sił słuchając Coldplay’a tracę wiarą w słuszność jakiegokolwiek działania z Nirvaną. Powiedziałeś, że po tym wszystkim będzie lepiej, myliłeś się. Wiedz, że nie mam ci tego za złe. Jestem kierowana nadzieją, nieważne jak absurdalna by ona nie była.


Pozdrawiam,
Matylda/ Ida



PS Zawsze będę mieć nadzieję.